Yeti grasuje na Syberii
Jest rudy, ma dwa metry wzrostu i świetnie chodzi po drzewach. Rosyjscy naukowcy śledzą każdy jego krok.
Mieszkańcy obwodu kemerowskiego twierdzą, że pojawił się blisko ich domów. Specjalna ekspedycja tropi teraz ślady człowieka śniegu. Grupa śmiałków postanowiła zamieszkać w pobliżu olbrzymiej, kilkukilometrowej Jaskini Azasskiej, w trudno dostępnych lasach 60 km od miasta Tasztagoł. To właśnie tam przez dwa dni syberyjscy myśliwi mieli widzieć yeti, nazywanego w Rosji ałmasem.
– Trzeba zdobyć dowody na to, że człowiek śniegu rzeczywiście mieszka w tej okolicy – mówi Igor Burcew, łowca yeti.
Na małpoluda poluje też etnograf z uniwersytetu w Kemerowie. Ma nadzieję go spotkać, bo widzieli go tu podobno i miejscowi myśliwi, i przedstawiciele lokalnej administracji. Do władz rejonu tasztagolskiego spłynęło ostatnio 14 pisemnych relacji o uciekającym potworze. – On musi gdzieś tutaj się ukrywać – przyznał szef lokalnej administracji Władimir Makuta.
Historie o podobnej do człowieka istocie, pokrytej gęstym futrem i żyjącej w trudno dostępnych miejscach, pojawiają się stosunkowo często. Takie legendy są popularne nie tylko na Syberii. Rosyjskie ałmasy, tybetańskie yeti, amerykańskie bigfooty czy japońskie hibagony mają jedną cechę wspólną: choć jest o nich wiele relacji, żadnemu z poszukiwaczy nie udało się przedstawić niezbitych dowodów na ich istnienie. Może tym razem dopisze im szczęście.